niedziela, 18 czerwca 2017

W poszukiwaniu 3xpradziadka Andrzeja Gmiterka

     Jeden z moich ostatnich postów poświęcony był przypadającej na ubiegły rok 70. rocznicy ślubu moich dziadków ojczystych. Już wtedy miałem sporo do nadrobienia w pisaniu na blogu. Od tego czasu minął prawie rok, a ja jestem po wielu wyjazdach, które zaowocowały różnymi odkryciami w linii każdego z moich dziadków. Można powiedzieć, że post poświęcony brylantowemu jubileuszowi Adama i Ireny Maryniczów, przyniósł mi szczęście, ponieważ kilkanaście dni po publikacji wpisu, pojechałem w miejsce bliskie mojemu sercu, czyli na Podkarpacie. W Narolu (za trzecim podejściem) udało mi się zastać w domu dziadkową siostrę - Bronisławę, natomiast w pobliskim Płazowie, 84-letnią Reginę. Oba spotkania były bardzo emocjonujące i przyniosły wiele nowych informacji o rodzinie. Ciocię Reginę i Dziadka dzieliło "tylko" 8 lat, więc spędzali oni razem sporo czasu. Nawet w dorosłym życiu, kiedy dzieliły ich setki kilometrów, utrzymywali kontakt, który z czasem niestety osłabł. Na początku lat 50., Ciocia przyjechała do Dziadków na Pomorze i był to czas, kiedy na świecie pojawił się mój stryj Stanisław. Niestety zmarł on mając zaledwie 4 miesiące i stało się to na rękach właśnie tejże Cioci... Spotkania z krewnymi na Podkarpaciu zaowocowały również w masę nowych fotografii, w tym jedną szczególną - ślubne zdjęcie Dziadków, o którym nikt z potomków nie miał pojęcia - najpewniej wszystkie fotografii "rozeszły się" po rodzinie, a Dziadkowie zostawili sobie monidło namalowane na podstawie ślubnej fotografii, które wisi na ścianie u mnie w domu. 

     Oprócz wyżej wspomnianej wizyty na Podkarpaciu, pod kątem genealogii w ciągu ostatniego roku byłem również na Kielecczyźnie oraz dwa razy na Ziemi Łódzkiej, a przeszło pół roku temu niespełna trzy dni spędziłem w Brzegu na III Ogólnopolskiej Konferencji Genealogicznej, natomiast 19-20 listopada to był czas spędzony głównie w Gnieźnie i Kórniku na uroczystych obchodach X-lecia Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego, a w pierwszej połowie grudnia miałem okazję odwiedzić Praszkę i być uczestnikiem III Praszkowskich Spotkań z Rodziną. Obecny rok pod kątem wyjazdów dopiero się tak naprawdę rozpoczyna. W kwietniu wraz z Anią Bartnicką spędziłem tydzień na Ukrainie, zwiedzając liczne miejscowości związane z Polską i nie tylko. W tym miesiącu wezmę udział w obchodach 25-lecia Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego, natomiast w lipcu i sierpniu mam już zaplanowany urlop, a wraz z nim - wyjazdy śladami przodków...
   

     Wracając jednak do głównego tematu tej notki, chciałbym opisać jedną z moich większych zagwozdek genealogicznych ostatniego czasu. Nazwisko Gmiterek jest mi znane chyba od zawsze i chociaż nie poznałem mojego Dziadka Adama Marynicza, to panieńskie nazwisko jego Mamy, a mojej prababci, słyszałem co jakiś czas przy okazji opowiadań i wspomnień dot. tej części rodziny. Wiedziałem też, że prababcia miała na imię Rozalia i zmarła, kiedy Dziadek był bardzo małym dzieckiem. Niestety ze względu na brak kontaktu i znaczną odległość, nikt z krewnych nie mógł mi nic powiedzieć na temat tej rodziny.

Wycinek z metryki chrztu Adama Marynicza
      Na podstawie metryki chrztu Dziadka Adama ustaliłem, że jego dziadkami byli Andrzej Marynicz i Maria Marek oraz Tomasz Gmiterek i Zofia Borkowska. Następne pokolenia w miarę szybko pojawiły się w moim drzewie genealogicznym i tym sposobem w pierwszych latach moich poszukiwań wiedziałem, że prababcia Rozalia z Gmiterków Maryniczowa była córką Tomasza (1873-1945), wnuczką Andrzeja (1844-?), prawnuczką Jana (1789-1852) i praprawnuczką Jakuba (1765-1822). Co ciekawe, prababcią Rozalii, a żoną w/w Jana Gmiterka była Wiktoria Marynicz, córka Marcina oraz najprawdopodobniej wnuczka Szymona (1734-1812) - mojego 5xpradziadka w linii Maryniczów. Rodzina Gmiterek od wielu pokoleń mieszka w Narolu-Wsi (na pewno od czasów, kiedy sięgają księgi metrykalne, aż do dnia dzisiejszego). Oczywiście przez lata Gmiterkowie wżeniali się w okoliczne wsie i parafie, co nikogo dziwić nie powinno. Znam dzienne daty zgonów moich przodków Gmiterków z wyjątkiem Andrzeja, który najprawdopodobniej wyłamał się z rodzinnej tradycji i zmarł w miejscu innym, niż Narol-Wieś, ale zacznę od początku...

Akt chrztu Andrzeja Gmiterka - parafia Narol, 1844 r.
     Mój 3xpradziadek Andrzej Gmiterek na świat przyszedł 24 listopada 1844 r. w Narolu-Wsi jako drugie wspólne dziecko Jana i Wiktorii z Maryniczów małżonków Gmiterków. Para miała jeszcze starszego syna Wawrzyńca (1843-1915) oraz młodsze dzieci: Marcina (1847-1848), Józefę (1849-1849) oraz Marię (1850-?), której mężem był Andrzej Pleskacz. Dodatkowo oboje małżonkowie mieli dzieci z innych małżeństw - Jan z poprzedniego, natomiast Wiktoria z następnego (została wdową mając zaledwie 33 lata). 
     Andrzej Gmiterek początkowo wychowywał się przy rodzicach i rodzeństwie w Narolu-Wsi. Kiedy Andrzej ma 7 lat, umiera jego 63-letni ojciec. Matka z ponownym zamążpójściem czeka kilka lat - najpewniej miało to miejsce w 1857 r. w Narolu. To jedyny brakujący rocznik w okresie, kiedy 4xprababcia Wiktoria powinna wyjść za Michała Malca. W pozostałych rocznikach aktu nie ma.
     Wiktoria z Maryniczów I voto Janowa Gmiterkowa II voto Michałowa Malcowa urodziła drugiemu mężowi jeszcze trójkę potomstwa. Pierwsze - córka Antonina - na świat przyszło w połowie 1858 r. Pół roku później Wiktoria skończyła 40 lat. Córkę Katarzynę urodziła dwa lata później. Ostatni był syn Michał, ur. i zm. 1865 r.
     Andrzej Gmiterek daleko swojej żony szukać nie musiał - znalazł ją w swojej rodzinnej miejscowości. Młodszą o 11 lat Katarzynę Kuśmirczak poślubił 6 lutego 1872 r. w kościele w Narolu. Z niewiadomych przyczyn w akcie małżeństwa wiek pana młodego podano jako 24, a w rzeczywistości miał on 27 lat, a rocznikowo 28 (wiek panny młodej podano wg rocznika, a nie ukończonych lat).
Akt małżeństwa Andrzeja Gmiterka i Katarzyny Kuśmirczak - parafia Narol, 1872 r.
      Pierwszym dzieckiem Andrzeja i Katarzyny Gmiterek był syn Tomasz (1873-1945), który urodził się blisko dwa lata po ślubie. Kolejne dzieci to kolejno: Wojciech (1878-1883), Wawrzyniec (1879-1947), Józef (1882-1882), Jan (1883-1948), Stanisław (1885-1885), Michał (1886-1942), Maria (1888-?), Władysław (1889-1893), Anna (1892-1893), Kazimierz (1894-1896), Stefania (1895-1896) i Jan (1897-1897). Razem było ich trzynaścioro, chociaż 5-letnia różnica między pierwszym, a drugim dzieckiem daje do myślenia i kto wie, czy w tym czasie Katarzyna nie była w ciąży. Z tak licznego potomstwa Andrzeja i Katarzyny, ośmioro z nich zmarło w niemowlęctwie lub dzieciństwie, czterech synów dożyło dorosłości i tylko losy jednej córki - Marii - nie są znane.

     Dziećmi Andrzeja i Katarzyny, które założyły własne rodziny byli kolejno:
- Tomasz, ożeniony z Zofią Borkowską w 1899 r.,
- Wawrzyniec, ożeniony z Wiktorią Czorny w 1904 r.,
- Jan, ożeniony z Wiktorią Gmiterek w 1908 r.,
- Michał, ożeniony z Katarzyną Komadowską w 1912 r.

Wycinek z aktu małżeństwa Michała Gmiterka
     Katarzyna z Kuśmirczaków Gmiterkowa miała możliwość być tylko na weselu jednego z synów (Tomasza), ponieważ zmarła 24 lutego 1901 r. w wieku 45 lat, 11 dni po pierwszych urodzinach swojej wnuczki Rozalii (jedynej, którą dane jej było poznać). Na ślubach pozostałych synów niestety wśród gości zabrakło ich mamy. Jako ostatni z rodzeństwa ślub wziął Michał, urodzony w 1886 r. Z Katarzyną Komadowską ożenił się 12 listopada 1912 r. w Narolu. Ich akt małżeństwa jest ostatnim dokumentem, który wspomina Andrzeja Gmiterka jako osobę żyjącą (przy matce zapisano "p[ost]d[efunctum]"). Nic nie wskazywało jakoby Andrzej miał umrzeć w miejscu innym, niż Narol Wieś, jednak do roku 1946 włącznie nie odnaleziono jego aktu zgonu (w tym roku miałby 102 lata). Poszukiwania w okolicy również nie dały pożądanego efektu. Martwiące są niektóre braki w księgach metrykalnych okolicznych parafii. Pod uwagę brałem chyba już wszystkie możliwości, m.in. emigrację za Ocean, czy wżenienie się do innej parafii. Mam jednak nadzieję, że jeszcze uda mi się poznać datę i okoliczności śmierci mojego praprapradziadka - Andrzeja Gmiterka.

środa, 5 kwietnia 2017

Kwestia ojcostwa w aktach metrykalnych

     Maksymalnie dwa tygodnie temu zacząłem dodawać do drzewa nowo odnalezionych krewnych - potomków Marianny z Rożniatów Fraszczykowej (1790-1859), starszej siostry mojego 3xpradziadka Piotra Rożniaty. Marianna i Jan Fraszczykowie pobrali się w 1807 r. w Starym Waliszewie i tam ochrzczili jedenaścioro swoich dzieci: Rocha (1808), Józefa (1810), Piotra (1812), Marcina (1813), Annę (1815), Wojciecha (1818), Szczepana (1819), Pawła (1823), Antoniego (1825), Franciszkę (1827) oraz Walentego (1829). Dwa lata po narodzinach najmłodszego z dzieci, w wieku 50 lat umiera głowa rodziny, natomiast 12 maja 1833 r. Marianna ponownie wychodzi za mąż, jej drugim mężem był Andrzej Niewiadomy. Przeżyli razem 20 lat - Andrzej zmarł 6 dni po tej okrągłej rocznicy, para nie miała wspólnych dzieci.
Akt chrztu Pawła Fraszczyka
     Jednym z głównych bohaterów tej notki jest Paweł Fraszczyk, urodzony 14 czerwca 1823 r. we wsi Gawronki. W wieku 19 lat ożenił się z 23-letnią wdową, Franciszką z Marczewskich Krzeszewską. Ślub miał miejsce 15 stycznia 1843 r. w Starym Waliszewie. W tym samym kościele Paweł był trzy dni wcześniej, zgłaszając narodziny swojej córki Łucji, którą urodzić miała jego małżonka, Franciszka z Marczewskich. Co ciekawe, Paweł zapisany został jako 50-letni gospodarz, a w rzeczywistości nie skończył nawet 20. Początkowo nie zwracałem uwagi na daty dzienne, a zapisywałem tylko rok i nr aktu, aby później to uzupełnić... Cóż, rodzenie dzieci w tym samym roku, w którym wzięło się ślub, nie jest niczym wyjątkowym. Często to właśnie ciąża bywała powodem zawarcia małżeństwa lub po prostu para pobierała się na początku roku i bardzo szybko zabrała się do powiększania rodziny, czego efektem były narodziny pod koniec tego samego roku.
Akt małżeństwa Pawła Fraszczyka i Franciszki z Marczewskich Krzeszewskiej
     Paweł i Franciszka mieli jeszcze dwójkę dzieci - Walentego (ur. 1845) oraz Katarzynę (ur. 1847), jednak oboje zmarli w 1847 r. - Walenty w styczniu, Katarzyna w grudniu. Katarzyna zmarła już jako półsierota - Paweł zmarł 18 dni przed nią w wieku 24 lat, zostawiając żonę Franciszkę z dwójką małych dzieci. Z trójki potomstwa Pawła, dorosłości dożyła jedynie najstarsza Łucja, która w 1864 r. w Głownie poślubiła Macieja Sadowskiego.
Akt chrztu Łucji "Fraszczyk"
     Maciej i Łucja Sadowscy po ślubie zamieszkali we wsi Paleniec (par. Głowno). To tam na świat przyszło pierwsze dziecko tej pary - Jędrzej (ur. 1865). W akcie chrztu nazwisko matki zapisano jako Krawczyk. Pomyślałem wówczas, że pomyłka na linii Krawczyk-Fraszczyk jest jeszcze dopuszczalna, bo np. ksiądz źle usłyszał, czy zgłaszający źle wypowiedzieli. Kolejne dziecko, które ochrzczone zostało w Głownie, to syn Jan (ur. 1873). W akcie podano jedynie dane matki, zapisano ją jako Łucja z Fraszczyków Sadowska. Ani słowa nie napisano o ojcu dziecka - czy był to syn Macieja? Tego już najprawdopodobniej się nie dowiemy. Kolejne dziecko - Józef (ur. 1877) urodziło się we wsi Borówka i w akcie zapisano ojca i matkę, więc rodzina w komplecie 😉 Jednak tego aktu na początku nie byłem w 100% pewien. Imiona rodziców się zgadzają, nazwisko ojca również, jednak matkę zapisano jako z domu Krzeszewską. Niby inne nazwisko, ale przecież już pojawiło się w historii tej rodziny - takie nazwisko nosiła matka Łucji od ślubu z pierwszym mężem do momentu wyjścia za mąż ponownie za Pawła Fraszczyka. Dlaczego po tylu latach Łucja ma inne nazwisko panieńskie? Podczas poszukiwań już nie raz trafiłem na przypadek, kiedy w akcie chrztu jako nazwisko panieńskie matki, podano panieńskie babci macierzystej (chociażby w akcie chrztu brata mojego Dziadka). W 1878 i 1880 Łucja ponownie zostaje matką i w dalszym ciągu zapisywana jest jako... Krzeszewska! Coś musiało być na rzeczy, skoro już świadomie podaje się za domo Krzeszewską, a nie domo Fraszczykówną.
Akt zgonu Łucji Sadowskiej
     Łucja Sadowska umiera w 1891 r. w wieku 48 lat. W akcie zgonu podano, że urodziła się w Ziewanicach i była córką Augustyna i Franciszki z Krzeszewskich małżonków Sadowskich. Pozostawiła po sobie męża Macieja. Błędnie podano, że jej rodzice byli małżonkami Sadowskimi, jednak znowu pojawia się nazwisko Krzeszewska (w tym akcie akurat jako panieńskie matki Łucji).

     Aby dowiedzieć się prawdy o Łucji, należy wrócić do aktu małżeństwa jej metrykalnych (ze chrztu i ślubu) rodziców - Pawła Fraszczyka i Franciszki z Marczewskich Krzeszewskich. Pobrali się oni 15 stycznia 1843 r., czyli 12 dni po przyjściu Łucji na świat. W akcie chrztu skłamano więc, że była ślubnym dzieckiem, bo nie dość, że urodziła się przed ślubem Pawła z Franciszką, to nawet chrzest odbył się 3 dni przed zawarciem przez nich małżeństwa - ksiądz musiał więc wiedzieć o tym fakcie. Jednak nie to jest kluczowe w tej historii. W akcie małżeństwa Pawła i Franciszki zapisano, że panna młoda jest wdową od 2 kwietnia roku zeszłego, tj. 1842, jednak wg metryki z księgi waliszewskiej parafii wynika, że Augustyn Krzeszewski zmarł 16 dni później - 18 kwietnia 1842 r. w Ziewanicach. 40 tygodni od dnia śmierci Augustyna minęło 23 stycznia 1843 r., więc Łucja na świat przyszła 37 tygodni po jego śmierci. Wynika z tego (i innych przesłanek), że Łucja była córką Augustyna i Francszki. Ciekawe tylko, dlaczego Paweł zgłosił je jako swoje ? Przecież zdarzało się zgłaszać dzieci, które urodziły się po śmierci swego ojca, tzw. pogrobowce i nie było to niczym dziwnym. Łucja już sporo po śmierci Pawła używała jego nazwiska, aż w końcu nastąpił moment, kiedy jawnie stała się Łucją z Krzeszewskich...

środa, 22 marca 2017

Podsumowanie 2016 roku pod kątem genealogii

     Kolejny rok za nami. Czas płynie stanowczo za szybko. Dopiero co trwał 2016 r., czekało się na kolejne wydarzenia (genealogiczne i nie tylko), a tu nadszedł kolejny rok, a nawet już jego trzeci miesiąc. Ostatnio wolny czas częściej pożytkuję na poszukiwania, niż pisanie, a szkoda, bo nagromadziła mi się masa informacji, o których wypadałoby napisać...
     
     Rok 2016 stanowczo był rokiem wyjazdów i spotkań genealogicznym. W każdym miesiącu udało mi się znaleźć czas na genealogię, czasem mniej, czasem więcej, ale zawsze coś. Poprzedni rok chciałbym podsumować w nieco inny sposób niż robiłem to dotychczas. Większość wydarzeń (wyjazdów) związanych z genealogią, dokumentowałem poprzez fotografie i umieszczanie ich na Facebooku (ewentualnie będąc oznaczanym na zdjęciach innych osób). Oczywiście nie wszystkie ważne momenty udało się udokumentować, ale nie zawsze była możliwość.

26 stycznia 2016 r. - wizyta w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie




     Wizyta planowana od kilku lat, w końcu doszła do skutku. W Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie znajdują się interesujące mnie księgi metrykalne m.in. z parafii Września, Gozdowo i Kaczanowo. Przy okazji tej wizyty skupiłem się głównie na księgach gozdowskiej parafii, gdzie swoje gniazdo rodowe ma rodzina Miczugów. Co prawda nie udało mi się odnaleźć aktu małżeństwa 6xpradziadków, Antoniego Miczugi i Agaty Józefowny, którzy pobrali się ok. 1787 r., natomiast znalazłem akt chrztu w/w 6xpradziadka, akt małżeństwa jego rodziców, czyli moich 7xpradziadków (Szymon Miczuga i Agata N.) oraz metryki ich zgonów, a także akt zejścia 8xpradziadka - Kazimierza Miczugi oraz wiele innych nieco mniej ważnych dokumentów dot. linii bocznych. 
     Będąc wówczas w Gnieźnie, nie wiedziałem, że niecałe 10 miesięcy później zawitam tam ponownie, o czym będzie w dalszej części postu...

5 marca 2016 r. - XIII urodziny GenPol-u


     Początkiem marca - tradycyjnie - w Warszawie odbyło się kolejne spotkanie genealogów. Jak zwykle spotkanie było poprzedzone oczekiwaniem w pobliskiej kawiarni Costa Coffee, gdzie licznie zbierali się głównie genealodzy przybywający z odległych zakątków Polski. Świętowanie urodzin GenPolu po raz kolejny miało miejsce w budynku PAST-y, gdzie po kilku przemowach, poznaliśmy kolejnego z rzędu Genealoga Roku, którym słusznie wybrany został Staszek Pieniążek. Następnie większość uczestników przeniosła się do znajdującej się niedaleko baru "Tramwaj Warszawski", gdzie można było oddać się wielogodzinnym rozmowom :-)

4 kwietnia 2016 r. - zdany egzamin praktyczny na prawo jazdy

     Samo zdanie egzaminu nie ma żadnego związku z genealogią, jednak dało mi to pewnego rodzaju swobodę i niezależność, która szybko zaczęła procentować również i w sprawach genealogicznych. Odtąd planowanie większości wyjazdów ma inny charakter i nie muszę się martwić, że danego dnia nie ma żadnego połączenia do interesującej mnie miejscowości, szczególnie jeśli chodzi o wioski. 

7-14 maja 2016 r. - Słowacja, Węgry, Rumunia, Mołdawia, Ukraina

     Po raz drugi miałem możliwość wyjazdu z Anią Bartnicką na tereny jeszcze mi nieznane, ale często mające ogromne związki z dawną Polską i nie tylko. Przez ten tydzień udało nam się zobaczyć naprawdę wiele miejsc. Niesamowitym jest dla mnie poznawanie innych narodowości - ich kultur, religii, zwyczajów, czy tradycji. Będąc w nowym dla nas miejscu, różniącym się znacznie od tego, w którym przebywamy na co dzień, warto spróbować lokalnych potraw, czy napojów - czasem mogą być nawet dla nas inspiracją, którą wprowadzimy w swoje życie. 

Węgierska wiejska chata z 1884 r. 
Już po mszy...


W którą stronę skręcić na rondzie? ;)
Zapierające dech w piersiach widoki

Jeden z najstarszych monastyrów w Rumunii




W Rumunii często można spotkać kozy ;)  
Czaplę trochę rzadziej

Zamek w Soroce nad Dniestrem, niestety tego dnia zamknięty :(

Dniestr 
Nad Dniestrem, czyli na pograniczu mołdawsko-ukraińskim



Dniestr w m. Țipova

Mający pochodzić z XII w. monastyr w skale w m. Țipova. Wg legend - miejsce ślubu Stefana Wielkiego

Zamek w Chocimiu - od 10 lat uznawany za jeden z siedmiu cudów Ukrainy

Twierdza w Kamieńcu Podolskim

Dawny kościół Trynitarzy w Kamieńcu Podolskim

 Stare kamienice na Rynku w Kamieńcu Podolskim

Kościół pw. Jasnogórskiej Matki Kościoła w Satanowie, tabliczka przed wejściem w dwóch językach: polskim i ukraińskim 
Kościół w Satanowie



Przykościelny cmentarz w Satanowie

Prawdopodobnie jeden z najstarszych kamieni nagrobnych na cmentarzu w Satanowie, na którym wzmiankowane są dzieci małżonków Wiśniowskich - Macieja (zm. 9 listopada 1819[2?])  i Kunegundy (zd. 21 stycznia 1821)

Macewy na satanowskim kirkucie


Sławuta - to tu najprawdopodobniej tutaj pradziadek Witold Sadzewicz został zabity...
Łuck - to tutaj na świat przyszła Babcia Irena z Sadzewiczów Maryniczowa [1929-2007] - to już końcówka podróży



8 czerwca - w "Głosie Międzyrzecza i Skwierzyny" ukazuje się artykuł o mnie i o genealogii

Co prawda nie jest to mój debiut w prasie, jednak bardzo cieszy, kiedy w gazecie (czy innych mediach) ukazuje się materiał o pasji, która jest sporą częścią życia, bo trwa prawie jego połowę. Jest to okrojona część tego, co powiedziałem, miejscami trochę niezbyt dobrze poucinane, np. fragment dot. podróży śladami przodków (wątek dot. Borków tyczył się też innej historii). Mimo wszystko, bardzo przyjemnie było mi czytać te słowa na łamach w/w tygodnika :-)

Artykuł w "Głosie Międzyrzecza i Skwierzyny"
Około 3 tygodni później tekst ten (jednak nieco zmodyfikowany) pojawił się również w "Gazecie Lubuskiej", o czym dowiedziałem się po czasie. 

Artykuł w "Gazecie Lubuskiej"
11 czerwca - wyjazd do Świdwina i Połczyna-Zdroju

Kościół w Świdwinie
Od dłuższego czasu planowałem wyjazd do miejscowości, z którymi to związani byli moi Dziadkowie w pierwszych latach po II Wojnie Światowej. W końcu nadarzyła się okazja, więc spontanicznie wsiadłem w samochód (w końcu to ja mogłem usiąść za kierownicą!) i pojechałem na północ Polski. W planach było zobaczenie tych miejsc oraz zdobycie kopii wpisów w księgach metrykalnych. Pierwszym przystankiem był Świdwin (w historii Dziadków wyjazd ten był achronologiczny, jednak wg poprawnej kolejności byłby on dla mnie nieco "na około"). To właśnie tam ochrzcili trójkę swoich dzieci w latach 1948, 1951 i 1952. To również tam pochowali swoich dwóch synów. Kiedy dotarłem na miejsce, akurat w kościele dobiegała końca msza. Czekałem chwilę na zewnątrz, po czym zauważyłem, że ludzie z kościoła już wyszli, a księdza jak nie było, tak nie ma, więc wszedłem do środka i okazało się, że młodzież przygotowująca się do bierzmowania, odbierała podpisy za uczestnictwo we mszy. Kiedy wszyscy się rozeszli, podszedłem do Księdza i zapytałem o księgi i możliwość sfotografowania wpisów dot. moich krewnych. Mniej więcej w tym samym czasie pojawiło się małżeństwo, prawdopodobnie z Niemiec, z czego Pan był potomkiem lokalnych ewangelików z dziada pradziada i pomogłem nieco przy rozmowie, niestety interesujących go (dawnych) ksiąg metrykalnych na parafii nie ma. Po krótkiej rozmowie, przeszliśmy do kancelarii parafialnej, umiejscowionej w budynku obok kościoła i tam mogłem sfotografować interesujące mnie wpisy metrykalne. 
Kościół w Połczynie-Zdroju
Po bardzo szybkim zwiedzeniu Świdwina (głównie rynek i okolice kościoła), udałem się w stronę Połczyna-Zdroju, ponieważ wiedziałem, że na cmentarzu w Świdwinie groby stryjów nie zachowały się. Po drodze zatrzymałem się w miejscowości Redło, gdzie przez przeszło 40 lat (do śmierci w 1988 r.) mieszkała siostra mojej Babci. Tam na cmentarzu szukałem grobów krewnych, które na szczęście odnaleźć się udało (cmentarz jest niewielki - wiejski). Do Połczyna-Zdroju jechałem ze względu na to, że właśnie tam w 1946 r. pobrali się moi Dziadkowie, o czym wspominałem w poprzednim poście dot. ich 70. rocznicy małżeństwa. Kościół na szczęście był otwarty, jednak był całkowicie pusty. Po zrobieniu zdjęć, zostawieniu ofiary za zmarłych krewnych, zacząłem poszukiwania kancelarii. Jeżeli dobrze pamiętam, to jej adres był na drzwiach lub na ścianie kościoła. Okazało się to być miejscem dość odległym i niekoniecznie łatwym do odnalezienia (brak informacji, że to kancelaria, a z wyglądu jest to zwykły dom). Po drodze zatrzymałem się na cmentarzu, gdzie zleciało mi ok. 2 godzin na szukaniu grobu, którego prawdopodobnie nigdy tam nie było, natomiast odnalazłem grób drugiego męża prababci - Pawła Sołomonowicza. Kancelarię odnalazłem i za drugim podejściem, ksiądz otworzył mi drzwi i zaprosił do środka, gdzie niemal na początku było pomieszczenie z interesującymi księgami metrykalnymi, tj. księgą małżeństw z 1946 r. i księgą zmarłych z 1948 r. 

Wyjazd zakończyłem w domu Babci, gdzie przenocowałem i na następny dzień po południu wróciłem do domu. Weekend ten stanowczo wykorzystałem w 100%, a zasób dokumentacji genealogicznej wzbogacił się o kolejne pozycje. 

20 lipca - ziemia łódzka

Z racji tego, że do Polski w odwiedziny przyleciała moja siostra, postanowiłem sprawić jej nieco przyjemności i jednego dnia zabrać ją w podróż - głównym celem były Termy Uniejowskie (oczywiście nieprzypadkowo, bo przecież w Uniejowie w 1826 r. ślubowali nasi 3xpradziadkowie), jednak nie byłbym sobą, gdybym nie wplótł w to akcentu genealogicznego i tak: kierując się na Uniejów, w Wielkopolsce zatrzymaliśmy się we Wrześni i Gozdowie, z obiema parafiami związani są przodkowie mego 4xpradziadka, Antoniego Miczugi (1821-1887), urodzonego w Gutowie Małym, zaślubionym w Zadzimiu i zmarłym w Borkach Prusinowskich. W obu miejscach odwiedziliśmy parafie i popędziliśmy dalej. Kolejnym punktem był Uniejów, gdzie w samych termach spędziliśmy ok. 3 godzin, skąd dalej pojechaliśmy w kierunku południowym, czyli do Pęczniewa, gdzie pochowany jest pradziadek Marcin Rożniata. Kościół znowu (jak w 2015 r.) był zamknięty i do środka wejść się nie udało. Kolejnym punktem były Zygry i tamtejszy cmentarz, gdzie pochowani są przede wszystkim prapradziadkowie, Paweł i Antonina Kubiakowie, zmarli w 1928 r. Następnie pojechaliśmy do Borków Prusinowskich, tam poznałem ciotecznego brata mojej Babci, który przekazał mi nieco informacji o rodzinie. Niestety robiło się już późno, a zajechać mieliśmy jeszcze do Zduńskiej Woli. Tam niestety nie zastałem Cioci, którą chciałem poznać. Stamtąd już prosto do domu. Zmęczony, ale zadowolony.
Po lewej kościół w Gozdowie, po prawej ja ze znakiem na początku wsi
27-31 lipca - Podkarpacie i Lubelszczyzna (rodzinne strony Dziadka - Adama Marynicza)

Jakoś tak się udaje, że od pierwszej wizyty w Narolu w 2014 r. (zaraz po maturze), co roku ponownie się tam zjawiam (w 2015 r. - w kwietniu i w zeszłym roku - w lipcu). Oczywiście każda z podróży przynosi mi wiele wrażeń, ale także pozwala mi poznać nowych krewnych i informacji z życia moich przodków. 

W tym roku udało mi się poznać kolejne dwie siostry Dziadka - Reginę oraz Bronisławę oraz masę krewnych - głównie ze strony Maryniczów. Niestety u nikogo nie znalazło się żadne zdjęcie któregoś z moich pra, czy prapradziadków, chociaż zachowało się sporo zdjęć ich bliskich z czasów, kiedy oni sami wciąż żyli. Niesamowitym prezentem i znaleziskiem było zdjęcie ślubne moich Dziadków, o których dwa tygodnie wcześniej (przed wyjazdem) pisałem na blogu w związku z ich 70. rocznicą ślubu. W rodzinie nigdy nikt nie wspominał o takim zdjęciu, a zachowane w moim domu monidło dotychczas było jedyną pamiątką ślubną Dziadków. Zdjęcie się pionowe i przedstawia Babcię oraz Dziadka w całej okazałości, fotografię wykonano w Połczynie-Zdroju, czyli tam, gdzie się pobrali. Fotografię otrzymałem od Cioci na pamiątkę.

Kościół w Narolu
Narolski ratusz - siedziba lokalnego Urzędu Miasta 



















21-25 września - Kielecczyzna (rodzinne strony Dziadka - Józefa Młodawskiego)

Obiecałem sobie, że jak już będę mieć prawo jazdy i własne auto, to wybiorę się w końcu (na spokojnie, bo ostatnio byłem na jeden dzień - na pogrzebie wuja Antka) na Kielecczyznę. W lipcu i sierpniu było trochę innych wyjazdów, a wakacje (tj. wolne weekendy - studiuję zaocznie) dobiegały końca, więc padła decyzja, że we wrześniu trzeba wziąć kilka dni urlopu i dołączyć do tego weekend, z czego wyjdzie dłuższy wyjazd. 

Wejście do AP w Sieradzu
Plan był taki, by po drodze zahaczyć jeszcze o woj. łódzkie, gdzie na szybko chciałem załatwić kilka spraw - odwiedzić Archiwum w Sieradzu oraz spotkać się z kilkorgiem krewnych, a także zawitać w USC oraz parafii w Szadku. Na szczęście z całej listy, większość udało się zrobić i tak w Archiwum sfotografowałem interesujące mnie akta notarialne oraz księgi ludności stałej, w Zduńskiej Woli spotkałem się z cioteczną siostrą mojej Babci, od której otrzymałem kilka fotografii jej ojca (brata mojej prababci) do skopiowania, a niemal w ostatnim momencie wpadłem do Urzędu Stanu Cywilnego i tam potwierdziłem, że prababcia z pierwszym mężem miała jeszcze jednego syna, który zmarł jako niemowlę. W kancelarii szadkowskiej parafii uzyskałem informację, że mają jedynie powojenne księgi (trafiłem na krótko po przekazaniu starszych ksiąg do AD Włocławek). 





Podpis prapradziadka - Pawła Kubiaka - pod informacją dot. aktu notarialnego




Kolejnym etapem była Kielecczyzna, którą mogłem tym razem zwiedzać bez pośpiechu. Poznałem bliżej mnóstwo krewnych, o których dotychczas głównie słyszałem podczas rozmów u Babci, czy od mojej Mamy. Większość z nich widziałem na pogrzebie w listopadzie 2015 r., jednak nie był to dobry czas na luźne rozmowy. Miałem w końcu sporo czasu, aby odwiedzić trzy cmentarze, na których spoczywa głównie rodzeństwo mojego Dziadka oraz Pradziadkowie i dalsi przodkowie. Niestety zgodnie z przekazami rodzinnymi, grób pradziadków został "oddany" rodzinie teściowej siostry Dziadka. Teraz w tym miejscu znajduje się pomnik, na którym nie ma nawet słowa o osobach tam spoczywających od "początku". 

To tutaj na świat przyszedł mój Dziadek...
14-16 października - III Ogólnopolska Konferencja Genealogiczna w Brzegu

Na połowę października zeszłego roku zaplanowano trzecią już z rzędu Ogólnopolską Konferencję Genealogiczną, która miejsce miała - tradycyjnie - w Brzegu. Jak zwykle był to doskonały czas na spotkania z rzeszą genealogów, można było porozmawiać na różne tematy, a podczas oficjalnych wystąpień prelegentów, dowiedzieć się czegoś nowego. 

Podczas wykładu nt. akt notarialnych

Na zamkowych krużgankach...

Z Anią

Z Iwoną

19-20 listopada - X-lecie Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego

 Wyjazd do Gniezna (drugi w tym roku w kontekście genealogicznym) był całkowicie spontaniczny, ponieważ decyzję o nim podjąłem w piątkowy wieczór, na kilkanaście godzin przed rozpoczęciem obchodów. Na szczęście nie było żadnego problemu z dopisaniem się do listy uczestników oraz zarezerwowaniem miejsca noclegowego.

W sobotę z rana wyjechałem z domu, aby na miejscu być ok. godziny-półtorej przed planowanym rozpoczęciem świętowania jubileuszu WTG, które odbywało się w Miejskim Ośrodku Kultury. Tam na początku czekała na nas rejestracja, a w dalszej części można było zakupić książki o ciekawej - głównie genealogicznej - tematyce. Zaraz obok była sala, w której odbyła się część oficjalna - występy Zarządu oraz członków WTG, a także zaproszonych gości.


Na godzinę 18 zamówiona została Msza Święta w gnieźnieńskiej katedrze, a po niej udaliśmy się na wspólne biesiadowanie do późnych godzin.


Drugi dzień był poświęcony głównie wizytą w Kórniku i zwiedzaniem lokalnego zamku, który przez lata był własnością rodziny Działyńskich. Od połowy 2011 r. obiekt ten uznany został za Pomnik historii Polski. Po zwiedzaniu przyszedł czas na obiad i po tym niestety nastąpił czas pożegnania i każdy odjechał w swoim kierunku...

Z Justyną :)

Grupowe zdjęcie na schodach przez zamkiem w Kórniku
10-11 grudnia - 3-cie Praszkowskie Spotkania z Historią Rodziny

Wyjazd do Praszki również był nieco spontaniczny. Wiedziałem o tym wydarzeniu m.in. z Facebooka, ale najbardziej zachęcił mnie do udziału Zbyszek Nalichowski podczas obchodów X-lecia Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego. Nie byłem jednak do końca pewny, czy mój wyjazd dojdzie do skutku, ale na szczęście w sobotni poranek, 10 grudnia, wyruszyłem do Zbąszynka, skąd pociągiem dojechałem do Poznania, a po przesiadce - do Kluczborka. Stamtąd z grupą Opolskich Genealogów, trafiłem do Praszki.

Spotkanie rozpoczęło się w Muzeum w Praszce o g. 16. Zebrani mogli wysłuchać trzech ciekawych wystąpień oraz przyjrzeć się dostępnym wystawom poświęconym okolicznych terenów. Drugi dzień to było głównie zwiedzanie Praszki i okolic, które to mają bardzo ciekawą historię i wiem na pewno, że zawitam tam jeszcze nie raz :-)
Grupowa fotografia na koniec spotkania :-)

23 grudnia - przedświąteczna wizyta w Archiwum Państwowym w Łęczycy

Wigilia w zeszłym roku wypadła w sobotę, czyli dzień wolny od pracy. Od dłuższego czasu wiedziałem, że dzień wcześniej do Polski przylatuje moja siostra i będę musiał jechać wieczorem do Poznania, aby odebrać ją z lotniska. Jeżeli dobrze pamiętam, to jakiś tydzień-dwa przed świętami otrzymaliśmy informację w pracy, że piątek będzie dodatkowym dniem wolnym od pracy. W mojej głowie pojawił się już plan, jak w pełni wykorzystać ten dzień i decyzja była prosta - jadę do Łęczycy! To tamtejsze archiwum skrywa interesujące mnie akta notariuszy oraz księgi ludności stałej, czy rejestry mieszkańców. Plan był taki - rano jadę od razu na Łęczycę, a potem spokojnie wracając, po drodze, zgarnę siostrę z lotniska.

W archiwum udało mi się sfotografować księgi ludności stałej z przełomu XIX i XX wieku z interesującymi mnie nazwiskami oraz wszystkich mieszkańców Borków Prusinowskich oraz Czarnego Lasu z lat 30. XX wieku. Z kolei uniejowski notariat przyniósł mi dwa nowe akta notarialne (z czego jeden liczy kilkadziesiąt stron i wymienieni w nim są chyba wszyscy ówcześni mieszkańcy Popowa, pow. Namysłów). Myślę, że do archiwum jeszcze zawitam w niedalekiej przyszłości, ponieważ wydaje mi się, że z notariuszami w Uniejowie moi przodkowie mieli jeszcze coś wspólnego.
Przed budynkiem AP

Jeden z kilku inwentarzy, z których tego dnia skorzystałem
Wracając do domu - Licheń nocą

W ten oto sposób zakończyłem swój wyjazdowo-genealogiczny rok 2016. Był on pełen wrażeń i odkryć. Pierwszy raz udało mi się w ciągu jednego roku kalendarzowego (w rzeczywistości zrobiłem to w 4 i pół miesiąca!) odwiedzić miejscowości, w których na świat przyszły moje Babcie i Dziadkowie (Łuck - maj, Popów - lipiec, Narol-Wieś - lipiec, Szałas - wrzesień).

Nowy Rok to rok pełen konkretnych planów. To zbliżająca się IV Ogólnopolska Konferencja Genealogiczna, obchody rocznicowe Towarzystw Genealogicznych, wyjazdy do miejsc związanych z przodkami, wizyty w Archiwach, parafiach, Urzędach i wiele, wiele innych!